środa, 19 lutego 2014

Prolog

Dwie dziewczyny stały przed domem żegnając się. Dookoła panowała cisza i spokój, jakby wszystko trwało w żałobie na cześć ich przyjaźni.
- Zoé? Obiecaj mi, że będziesz dzwonić, że w jakikolwiek sposób będziemy się kontaktować.
- Nie mogę, Alice. Wiesz to dobrze.
- Wiem, ale nie rozumiem. Po co masz przestrzegać jakiś zasad?
- Już ci to tłumaczyłam. Ty też tak musisz. Wyjedź stąd, musisz. Proszę.
- Nie ma mowy, to jest mój dom, moje miejsce- nie była już smutna, była wściekła.
- Muszę iść- powiedziała smutno Zoé i odeszła.

Nie przytuliła jej, nie uśmiechnęła się, nie zrobiła nic. Nie odwróciła się nawet by jej pomachać. By spojrzeć na nią ostatni raz. Po prostu odeszła.
Alice chciała ją powstrzymać, złapać za rękę i nie pozwolić odejść, ale wiedziała, że nic tym nie zdziała. Stała tylko dalej na progu drzwi patrząc jak jej przyjaciółka oddala się i znika na zakręcie. Po policzku spłynęła jej łza.
- Żegnaj - szepnęła tylko, ale nikt tego nie usłyszał.
Ból rozrywał jej serce, a łzy zaczęły strumieniami toczyć się po twarzy. Wbiegła do domu i popędziła do pokoju, rzucając się na łóżko. Ukryła twarz w poduszce, aby zagłuszyć swój krzyk.
Straciła ją, na zawsze.